Krzysztof Staniszewski urodzony w 1981 roku. Pasję do fotografii odziedziczył po ojcu. Kształcił swoją wrażliwość twórczą pod kierunkiem Mariana Schmidta w Warszawskiej Szkole Fotografii. W swoim studio zajmuje się fotografią ślubną i reklamową, współpracuje z czasopismami oraz prowadzi kursy fotografii. Krzysztof najlepiej realizuje się w fotografii humanistycznej, reportażowej i kreacyjnej. Fotografia pełni bardzo ważną role w jego życiu.
Krzysztof poszukuje autentycznych przeżyć już na etapie robienia zdjęć, naciskania na spust migawki. Do dobrej fotografii nie tylko ważne są zewnętrzne warunki takie jak światło, wygląd modela, ale również to co wewnętrzne u fotografa, jego stosunek do świata, do ludzi, jego stan duchowy.
Wrażliwość, pasja i wiedza powoduje, że jego zawodowe realizacje Staniszewskiego uzyskują wysoki poziom pod względem artystycznym i profesjonalnym. W swoim dorobku ma liczne wystawy grupowe i katalogi, między innymi jest współautorem albumu „Rumunia Kraj Przyjaznych Ludzi”, „Forty Przedmieście Terespolskie”.
„Centrum Emocji” jest jego pierwszą wystawą indywidualną. Pokazywana była w Łodzi, Chełmie i Siedlcach. Część zdjęć prezentowana była nawet w Starej Oranżerii w Łazienkach Królewskich w Warszawie.
Co przedstawiają zdjęcia? – Przez ponad rok fotografowałem dzieci i ich życie w wyjątkowym miejscu Instytucie „Pomnik” Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Robiąc zdjęcia byłem świadkiem skrajnych emocji, cierpienie i smutek przeplatały się z radością i zabawą. Pozytywne nastawienie, okazanie radości i zrozumienie wobec małych pacjentów jest niemal zasadą obowiązującą w CZD. Personel i rodzice budowali nastrój odpowiedni dla dobrego psychicznego samopoczucia dzieci. To właśnie w pierwszych dniach mojej pracy zaskoczyło mnie najbardziej. Są dzieci, więc musi być miejsce na zabawę. Dopiero w późniejszym etapie kiedy poznawałem dzieci, rodziców i historie jakie przeżyli czar radości prysł – podkreśla autor wystawy.
Przebywanie w CZD i podglądanie codzienności oraz zmagań wbrew pozorom było niesamowitym przeżyciem. – Przyjeżdżałem rano, spędzałem cały dzień budując jak najlepsze relacje między mną a pacjentami, ich rodzicami i personelem. To było podstawą mojej pracy. Niejednokrotnie przeżycia z tym związane powodowały, że fotografia schodziła na drugi plan. Najgorszy był powrót do domu. Godzina jazdy autobusem, podsumowanie dnia, przemyślenia na temat ludzkich problemów, niesprawiedliwości, a przede wszystkim niewinnych cierpiących dzieci. Znów zapominałem o fotografii, nie myślałem jakie kadry zrobiłem, jakie mogłem zrobić i jakich zdjęć mi brakuje – wyznaje Staniszewski.
Komentarze